W sobotę, po raz pierwszy w moim życiu, wybrałam się na Jarmark Rękodzieła.
Wystąpiłam oczywiście w charakterze widza.
Głównym powodem (a raczej powódką) mojego wyjazdu do Lubina
Wystąpiłam oczywiście w charakterze widza.
Głównym powodem (a raczej powódką) mojego wyjazdu do Lubina
była Ania z bloga Cottoni.
Czytałam w jej poście, że zamierza wystawić tam swoje prace,
a ja bardzo chciałam ją poznać.
Była.
Poznałam Ją po butach :-)
Ania okazała się cudowną dziewczyną. Ciepła, serdeczna, a do tego jaka ładna :-)
Taka nasza Merlin Monroe :-)
Oglądałam jej szyjątka, które w realu są jeszcze ładniejsze niż na fotkach,
gadałyśmy, gadałyśmy.... i gadałybyśmy dłużej, gdyby nie pewien fakt :-(
Czytałam w jej poście, że zamierza wystawić tam swoje prace,
a ja bardzo chciałam ją poznać.
Była.
Poznałam Ją po butach :-)
Ania okazała się cudowną dziewczyną. Ciepła, serdeczna, a do tego jaka ładna :-)
Taka nasza Merlin Monroe :-)
Oglądałam jej szyjątka, które w realu są jeszcze ładniejsze niż na fotkach,
gadałyśmy, gadałyśmy.... i gadałybyśmy dłużej, gdyby nie pewien fakt :-(
Ale o tym za chwilę.
Na jarmarku ze znanych mi osób spodziewałam się spotkać jedynie Anię.
Dlatego wyobraźcie sobie moje zdziwienie,
kiedy parę stoisk dalej spostrzegłam znajome mi lale i napis INNOMANIA.
Wiecie, jak to jest :-)
Jakby się za granicą spotkało rodaka :-)
Do tej pory Inno znałam tylko z bloga, teraz mogłam ją przytulić,
wziąć w ręce jej piękne, duże lale, powzdychać nad frywolitkami...
Do tej pory Inno znałam tylko z bloga, teraz mogłam ją przytulić,
wziąć w ręce jej piękne, duże lale, powzdychać nad frywolitkami...
Dzięki Niej poznałam też niezwykle kreatywną scraperkę Ewelinę.
O Matko, jakie Ona miała albumy! A jakie karteczki!
Ach, czułam się jak ryba w wodzie!
Mogłabym tak godzinami stać, oglądać, zachwycać się każdym drobiazgiem,
gdyby nie pewien fakt...
Otóż....
Popełniłam ogromny, niewybaczalny błąd.
Na jarmark pojechałam z mężem.
Z MĘŻEM !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I kiedy pląsałam od stoiska do stoiska,
kiedy wydawałam z siebie achy i ochy,
kiedy pożerałam wzrokiem cudowności,
co chwilę słyszałam:
Elżbieto, może już wystarczy.
Elżbieto, chyba dosyć.
Elżbieto, psa trzeba wyprowadzić.
Elżbieto...
Boże !!!!!!!!!!!!!
Nigdy więcej na taki jarmark żadnych mężów !!!
Kiedy wracałam do domu byłam nieusatysfakcjonowana, niezaspokojona,
bo po prostu było mało!
Nigdy więcej na taki jarmark żadnych mężów !!!
Kiedy wracałam do domu byłam nieusatysfakcjonowana, niezaspokojona,
bo po prostu było mało!
Może jeszcze będzie okazja.
Ale następnym razem będę SAMA !!!!!!!
Aaaa!!! Poznałam jeszcze od niedawna blogującą Danusię.
Ma w Lubinie swój zakład krawiecki.
Zaprowadziła mnie do swojej pracowni
i poczęstowała resztkami tkanin :-))))
A skoro już tu jestem,
pochwalę się Wam prezentem od męża:
Ale następnym razem będę SAMA !!!!!!!
Aaaa!!! Poznałam jeszcze od niedawna blogującą Danusię.
Ma w Lubinie swój zakład krawiecki.
Zaprowadziła mnie do swojej pracowni
i poczęstowała resztkami tkanin :-))))
A skoro już tu jestem,
pochwalę się Wam prezentem od męża:
Elegancki rowerek dla starszej 53-letniej pani :-)
(nie mylić z: starszy rowerek dla eleganckiej pani :-)
W zestawie był czarny, metalowy koszyczek.
Poprosiłam o zamianę na wiklinowy,
pomalowałam, obszyłam i jest :-)
Piesek - broszka, którą dostałam od Ani na pamiątkę,
pojeździ teraz ze mną, bo mi pasuje :-)
Kiedy niosłam ten koszyczek, przypomniał mi się kawał :-)
Napalony facet zatrzymuje Czerwonego Kapturka i mówi:
- Jak cię teraz złapię, jak cię chwycę,
to cię pocałuję tam,
gdzie jeszcze nikt nigdy w życiu cię nie pocałował!
A Czerwony Kapturek na to:
- Chyba ku... w koszyczek!
Pozdrawiam Was serdecznie!
U nas znowu zimno.... brrr....